Najlepsze miejsce dla miłośników łaskotek
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
(1) Młot na czarownice
Pewnego dnia, rankiem, zostałem wezwany do siebie przez Wielkiego Inkwizytora. Udałem się do niego lekko zdziwiony, bo rzadko się zdażało, aby wzywał kogokolwiek bez poważnego powodu.
Zapukałem do wrót, a gdy usłyszałem krótkie "wejść", nacisnąłem klamkę i stanąłem przed obliczem mego zwierzchnika.
- Siadaj. - powiedział zachrypniętym głosem.
Jego podeszły wiek jak i liczne choroby dawały mu się we znaki. Cierpiał na reumatyzm i dokuczliwy kaszel. Zanim zaczęliśmy rozmowę kilka razy próbował odkasłać zalegającą w krtani wydzielinę, ale bez rezultatu. Wreszcie uspokoił się i popatrzył na mnie swoimi zmęczonymi oczami.
- Mam złe wieści, Velgeroth. - zaczął powoli. - Doszły mnie słuchy, że na terenie objętym pieczą naszego Inkwizytorium urządzane jest polowanie na czarownice. Co gorsze, dokonuje ich osoba nieuprawniona do tego typu działań. Jest co prawda osobą duchowną, ale nie z kręgu inkwizytorów. Podobno ławie sędziowskiej przewodzi przeorysza zakonu Natana, pani Gedril. Jej działania w Rinigen doprowadziły już do śmierci kilka kobiet, które w większości umarły podczas przesłuchań. Musisz udać się do Rinigen, rozeznać w sytuacji i zahamować falę terroru.
- Rozumiem, że moja swoboda działania, ze względu na matkę przełożoną, będzie bardzo ograniczona? - spytałem.
- Velgeroth, znam cię na tyle dobrze, że wiem, iż uda ci się załatwić tą sprawę jak należy, bez rozgłosu. - uśmiechnął się Limar.
- Dobrze. Zbadam sprawę na miejscu i podejmę odpowiednie kroki. Jeżeli Gedril działa nielegalnie i oskarża niewinnych ludzi, poniesie zasłużoną karę. - odpowiedziałem uśmiechem i wyszedłem.
Czekało mnie niezwykle delikatne zadanie. Zakon Natana miał ogromne wpływy i wywierał niejednokrotnie presję na królu, w celu podejmowania przez niego iście szalonych decyzji. Nie mogliśmy jednak pozwolić, aby na naszym terenie ktoś działał nielegalnie, bez naszej wiedzy i do tego być może skazywał na cierpienia i śmierć niewinnych ludzi.
Wziąłem do pomocy sześciu inkwizytorów i traktem przez las Veipert skierowaliśmy się do, oddalonej o dzień drogi, mieściny Rinigen.
(2) Strach ma wielkie oczy
Następnego dnia o świcie zjawiliśmy się w Rinigen. Na pierwszy rzut oka zauważyłem dziwne zachowanie mieszkańców. Wszyscy rozglądali się podejrzliwie, ukrywali się za załomami domów. W ich oczach dostrzegłem strach.
Zsiedliśmy z koni. Dwóch z moich kompanów odprowadziło wierzchowce pod gospodę i uwiązało je do belki.
- Zostańcie tutaj i miejcie baczenie! - zwróciłem się do nich. - My zajrzymy do ratusza.
Udaliśmy się do największego i najokazalszego budynku w Rinigen. Jego kamienne ściany zaczęły już się kruszyć, od dawna nikt go nie remontował. Weszliśmy do kancelarii. Za niedużym stołem siedział niskiego wzrostu staruszek z długą siwą brodą.
- Gdzie szeryf? - spytałem krótko. Mój ton wymagał natychmiastowej odpowiedzi.
- Wyjechał. Obecnie władzę w jego zastępstwie sprawuje pani Gedril. - wymamrotał.
- Już ja jej porządze! - powiedziałem gniewnie. - Gdzie ona teraz jest?
- W piwnicy. Zapewne przesłuchuje kolejną oskarżoną.
- Za mną! - krzyknąłem na pomocników.
Schodziliśmy do podziemi ratusza gdy naszych uszu dobiegł przeraźliwy krzyk jakiejś kobiety. Niemal biegiem ruszyliśmy do pomieszczenia, skąd dochodziły krzyki. Chwyciłem za skobel i jednym mocnym szarpnięciem otworzyłem drzwi. Nie zdążyłem nic powiedzieć gdy za plecami usłyszeliśmy kilku strażników.
- Co wy tu robicie? - wrzasnął jeden z nich.
- Zajmijcie się nimi! - krzyknąłem na kompanów.
Rozpoczęła się ostra wymiana ciosów. Ja tym czasem jak oniemiały patrzyłem na sytuację w piwnicy. Po prawej stronie, za stołem okrytym czerwonym suknem, siedziała matka przełożona w swoim czarnym habicie. Obok niej tkwił skryba, który z wielką dokładnością spisywał odpowiedzi badanej.
Odwróciłem wzrok w drugą stronę. Na linie wisiała młoda naga dziewczyna. Ręce, związane na plecach, miała wyciągnięte nad głowę. Wyłamano je ze stawów. Na bokach i stopach kobiety dostrzegłem ślady przypalania. Swąd przypiekanego ciała rozchodził się po piwnicy. Do tego na brzuchu badanej widniały krwawe rany od rozżarzonych szczypiec.
Dziewczyna wisiała na linie ze spuszczoną głową. Straciła przed momentem przytomność.
- Jakim prawem ją przesłuchujecie?! - ryknąłem jak dziki zwierz. - W imieniu Inkwizytorium żądam wyjaśnień!
- Istniało podejrzenie, że ta dziewka jest wspólniczką szatana. - powiedziała spokojnie Gedril. - Musieliśmy to ustalić.
- Nie wy się zajmujecie takimi sprawami. - hamowałem gniew. - Trzeba było nas poinformować. A teraz odetnijcie ją i sprowadźcie lekarza.
Kat przeciął linę i ciało dziewczyny upadło na posadzkę. W tym czasie na korytarzu zakończyła się krótka walka na miecze. Strażnicy zostali obezwładnieni i aresztowani. Odpowiedzą za napaść na inkwizytorów na służbie.
Dwóch moich kompanów wyniosło z piwnicy nieprzytomną dziewczynę.
- Powstrzymałeś dzieło boże, inkwizytorze. - syknęła Gedril. - Powinieneś nam pomóc a nie przeszkadzać.
Podszedłem do stołu i spojrzałem jej prosto w oczy. Z jej ust zniknął ironiczny uśmieszek.
- Uważaj matko, aby ciebie nie zwiódł szatan. - powiedziałem groźnie.
Wieczorem postanowiliśmy udać się do jedynej gospody w tym mieście. Nieduży drewniany budynek mieścił się na obrzeżach Rinigen. Główna salę wypełniało kilka stołów i stojące obok nich drewniane ławy. Za skromnym szynkwasem stał młody mężczyzna średniego wzrostu. Właśnie wycierał metalowe kubki na piwo, gdy podszedłem do baru.
- Chłopcze! - popatrzyłem na jego niezdarne ruchy. - Podaj nam piwa i coś do jedzenia.
- Oczywiście, panie. - bąknął pod nosem.
Usiadłem razem z towarzyszami przy stole pod ścianą. Po chwili chłopak postawił przed nami kubki i dzban z piwem. Do tego pieczone mięsiwo na ogromnym półmisku.
Kompani rzucili się na jedzenie. Mlaskali, siorpali piwo z kubków. Nikogo nie dziwiło takie zachowanie, bowiem mieszczuchy mieli podobną kulturę spożywania posiłków i trunków. Czułem się jak w chlewie.
Pociągnąłem łyk piwa, gdy w mojej głowie wykiełkował karkołomny plan. Był tak absurdalny i zarazem fascynujący, że aż uśmiechnąłem się pod nosem.
Pociągnąłem za rękaw jednego z inkwizytorów.
- Słuchaj! - powiedziałem mu do ucha. - Mam sposób na pozbycie się matki przełożonej.
- Jaki? - okazał ciekawość.
- Pójdziecie na pobliski cmentarz i wykopiecie kości jakiegoś umarlaka. Później w jakimś odosobnionym miejscu ustawicie ołtarz z tych kości. Okryjcie część z nich krwią zwierzęcia. Gdy to zrobicie, podstępem porwiecie Gedril i położycie ją obok ołtarza. Na koniec sprowadzimy tam mieszczuchów i damy im dowód na to, że Gedril jest w zmowie z szatanem. Wtedy oficjalnie się nią zajmiemy. Zrozumiałeś?
- Tak. - odparł zdziwiony.
- To weź kogoś do pomocy i ruszajcie. Ale zróbcie to dyskretnie. - ostrzegłem.
Podniosło się od stołu trzech inkwizytorów i opuścili gospodę, aby wykonać zadanie. Zatarłem z radości ręce. Miałem nadzieję, że plan się powiedzie.
(3) Interrogatorio
Kompani wrócili po trzech godzinach. Usiedli na powrót przy stole.
- I jak? - spytałem zniecierpliwiony.
- Gotowe.
- Bardzo dobrze. - zaśmiałem się w duchu. - Idziemy!
Rzuciłem na stół parę monet i opuściliśmy gospodę.
- Gdzie ona jest? - drgnąłem z podniecenia.
- W opuszczonej chacie obok cmentarza. - odpowiedział jeden z towarzyszy.
- Ludzie! - krzyknąłem na całe gardło. - Chodźcie zobaczyć tą, która wśród was szukała sprzymierzeńców szatana!
Mieszkańcy zaczęli wychodzić z domów i gromadzić się na placu Rinigen. Zapłonęły pochodnie, w rękach błysnęły siekiery i widły.
- Gdzie ta wiedźma? Oddać ją pod sąd! Niech odpowie za wszystko! - padały oskarżenia.
- Za mną! - wrzasnąłem na rozjuszony tłum.
Ruszyliśmy do opuszczonej chaty. Otworzyłem drzwi i powoli wkroczyliśmy do środka. W pomieszczeniu po prawej stronie leżały na ziemi ludzkie kości umoczone we krwi. Obok, na drewnianym tronie, siedziała nieprzytomna Gedril. Jej twarz i dłonie zdobiły ślady krwi. Na ścianie wymalowano pentagram i inne bluźniercze symbole.
- Oto sprawca wszystkich szkód i cierpień! - wskazałem kobietę. - Szukała winnych wśród was, a sama okazała się wspólniczką diabła!
- Tak! Spalić ją! - krzyczał tłum.
- Spokojnie! - zaoponowałem. - My się nią zajmiemy. Sprowadzimy ją na właściwą drogę.
Inkwizytorzy chwycili Gedril i w towarzystwie krzyków i przekleństw zanieśli matkę przełożoną do podziemi ratusza.
Gdy matka przełożona odzyskała przytomność, leżała nago rozciągnięta na drewnianym łożu, z rękami i nogami w stalowych klamrach. Jej usta szczelnie okrywał knebel z białej chusty. Podniosłem się z koślawego zydla i podszedłem do łoża. Spojrzałem Gedril prosto w jej błękitne oczy.
- Twoje ciało opętał szatan. - szepnąłem cicho. - Mam sposób na to, jak go z ciebie wypędzić.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Nie wiedziała, o co chodzi. Nie domyślała się, że upozorowaliśmy akt czarnej mszy i bezbożne praktyki czczenia szatana.
Wyjąłem z kieszeni płaszcza gęsie sztywne pióro. Obróciłem je w palcach.
- Ty zmuszałaś swoje ofiary do krzyku. Ja ciebie zmuszę do śmiechu. Co ty na to? - na mych ustach pojawił się ironiczny uśmieszek.
Przejechałem piórem po jej gładkich pachach. Szarpnęła rękami, chcąc je opuścić w dół, ale klamry dobrze przytrzymały je na miejscu. Kontynuowałem, napawając się niemym błaganiem o litość w oczach Gedril. Muskałem piórem jej aksamitną skórę na szyi i piersiach. Drażniłem sutki, doprowadzając jej ciało do konwulsji. Szarpała się na wszystkie strony, ale klamry nie na wiele pozwalały. Po chwili przeniosłem się niżej, łaskocząc czubkiem pióra zgrabny brzuch, wrażliwy pępek i delikatne boki. Histeria torturowanej przybrała na sile. Próbowała wyrwać ręce tak bardzo, że na nadgarstkach pojawiły się sine wybroczyny po obtarciach. Nie zważając na to, skierowałem narzędzie tortur na okolice intymne i na wewnętrzną stronę ud. Gedril wiła się jak wąż, chcąc choć na chwilę uciec przed łaskotaniem. Ja byłem nieubłagany. Kierowałem się jeszcze niżej, docierając do zgrabnych stóp matki przełożonej. Gdy czubek pióra zaczął krążyć po jej bosych podeszwach, myślałem, że wyrwie klamry ze stołu i ucieknie. Rzucała się na łożu i krzyczała przez knebel. Na jej ciele dostrzegłem drobne kropelki potu. Na twarzy zrobiła się czerwona, mocno pulsowały jej skronie. Ze śmiechu zaczęły po policzkach Gedril płynąć łzy. Brzuch szybko opadał i się podnosił łapiąc każdy łyk powietrza.
Po jakimś czasie zaprzestałem tortur. Ciało matki przełożonej opadło na łoże. Odłożyłem pióro i nachyliłem się kobiecie do ucha.
- To była zemsta nękanego ludu. - powiedziałem spokojnie. - Teraz nagroda dla Boga.
Po środku placu ustawiono gruby drewniany pal. Wokół niego ułożono pokaźną ilość suchego chrustu.
Gedril, okryta jedynie cienką chustą, została przywleczona przez inkwizytorów i przywiązana do pala. Na placu natychmiast pojawił się wzburzony tłum. Dla takiego miasteczka czyjaś śmierć była nie lada atrakcją.
- Ci ludzie są świadkami, że znaleziono cię przy ołtarzu ofiarnym, gdzie składałaś cześć swojemu panu. Wokół leżały ludzkie kości ociekające krwią. Za taki czyn Inkwizytorium skazuje cię na śmierć przez spalenie na stosie. - wygłosiłem formułkę.
Kiwnąłem głową. Jeden z pomocników przystawił pod chrust płonącą pochodnię. Ogień błyskawicznie zaczął się rozprzestrzeniać, liżąc ciało Gedril. Zajęło się ubranie kobiety, a po chwili jej długie ciemne włosy. Matka przełożona zaczęła krzyczeć z bólu. Ogień pochłaniał jej ciało, jednocześnie unosząc do nieba uleczoną duszę. Po paru minutach przytrzymujące sznury się przepaliły i ciało Gedril upadło w kłęby dymu i wir ognia. Na koniec egzekucji z ubrania i ciała kobiety zostały zgliszcza.
- Amen! - dodałem.
Wróciliśmy do Fares następnego dnia. Oczywiście od razu musiałem udać się do przełożonego i zdać mu szczegółowy raport.
- Dobrze, że zakończyłeś te nielegalne polowania, ale nie powinieneś uciekać się do takich metod. - powiedział z naganą w głosie Limar. - Rzuciłeś na Gedril bezpodstawne oskarżenia.
- Wiem, panie. - próbowałem się tłumaczyć. - Ale nie widziałem innego wyjścia. Sam powiedziałeś, że ten zakon ma wpływy u króla. Jak inaczej miałem się jej pozbyć?
- Ważne, że nikt już nie działa na naszym terenie bez naszej wiedzy. A za swój występek postaraj się o solidną pokutę.
- Tak uczynię, panie. - spuściłem wzrok.
Udałem się do świątyni w Laris. Położyłem się na posadzce na znak krzyża, twarzą do ziemi, i trwałem tak w milczeniu dłuższy czas.
- "Czego się nie robi dla dobra wiary?" - pomyślałem ze skruchą.
Offline
Strony: 1
[ Wygenerowano w 0.015 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 561.07 kB (Maksimum: 643.64 kB) ]