Najlepsze miejsce dla miłośników łaskotek
Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Poszczególne fragmenty są napisane z perspektywy dwójki głównych bohaterów. Taki nowatorski zabieg, z góry zamierzony.
"Niewolnica szatana"
Wtuliłam się cieplej w skórzany długi płaszcz. Pogoda była kiepska, cały czas mżyło, a uczucie chłodu potęgował nieznośny wiatr. Przezornie założyłam na pończochy bawełniane skarpety, kozaczki nie były ocieplane, więc przynajmniej w stopy było mi ciepło.
Skierowaliśmy swoje kroki do klubu karaoke, w którym miałam informatora. Chciałam się dowiedzieć, czy czegoś ciekawego nie zauważył, albo się przypadkiem nie dowiedział.
Zaszliśmy do klubu od tyłu. W wąskiej uliczce stanęliśmy przy odrapanych drzwiach. Zastukałam trzy razy. Po chwili drzwi skrzypnęły i pojawił się w nich młody chłopak w dresie.
- Co jest? - spytał opryskliwie.
- Tylko grzeczniej, gówniarzu! - Blacka zirytował jego ton.
- Spokojnie, ja się tym zajmę - odparłam. - Zawołaj Jones'a. Powiedz mu, że przyszła Lady! - zwróciłam się do chłopaka.
O dziwo, więcej się nie odezwał, tylko uchylił szerzej drzwi i wpuścił nas do mrocznej sieni.
- Zaczekajcie! - wskazał nam kanapę a sam udał się do bocznego pomieszczenia.
Nie czekaliśmy długo. Po chwili w korytarzu pojawił się Jones, młody chłopak z niechlujnym zarostem i orlim nosem.
- Cześć Lady! - zwrócił się do mnie z uśmiechem. - Co słychać?
- Siema, Jones - powiedziałam, patrząc na niego z politowaniem - Potrzebujemy informacji.
- Zależy, o co chodzi?
- Szukamy dziewczyny ze znakiem szatana. Do klubu przychodzi dużo dziewczyn. Nie zauważyłeś czegoś dziwnego. Ktoś coś dziwnego mówił, dziwnie się zachowywał?
- Hm... - Jones zmierzwił palcami swoją niedbałą brodę. - Co tydzień w piątek przychodzi do nas dziewczyna z dziwnym tatuażem. Jeszcze dziwniejsze jest to, że znajduje się on na szyi pod lewym uchem. Nikt tam nie robi tatuaży. Dziewczyna zawsze wiąże włosy w koński ogon, więc tatuaż jest dobrze widoczny. Nie wiem tylko, czy to o nią wam chodzi.
- Akurat dzisiaj jest piątek a i do początku imprezy zostało zaledwie pół godziny - zauważył Black. - Wejdziemy i rozejrzymy się. Może przyjdzie, wtedy się nią zajmiemy.
Zagłębiliśmy się w półmrok. Ludzi nie było jeszcze zbyt dużo, ale oświetlenie i cicha muzyka były już załączone. Przeszliśmy pod podestem dla didżejów i znaleźliśmy się w sali restauracyjnej.
Moją uwagę przykuła młoda dziewczyna siedząca przy barze. Jej jasne włosy spięte w ogon odsłaniały niebieski znak na szyi. Podeszliśmy bliżej. Teraz nie miałam już wątpliwości. To o nią nam chodziło.
Usiedliśmy obok przy barze. Zamówiliśmy drinki i niepostrzeżenie obserwowaliśmy dziewczynę. Jej skąpy t-shirt minimalnie odsłaniał zgrabny brzuch, a obcisłe dżinsy podkreślały zgrabne nogi. Kompletu dopełniały białe skarpetki i adidasy. Kurtka została zapewne w szatni, bo ziąb na dworze był nie do wytrzymania.
- Jak wyjdzie do toalety, to ją zgarniemy - szepnęłam Blackowi do ucha.
Nie czekaliśmy długo. Po drugim drinku dziewczyna zeszła ze stołka i wyszła z sali. Udaliśmy się za nią, przeciskając się przez tłum gości.
Dziewczyna skryła się za drzwiami łazienki.
- Przypilnuje ją, a ty wyjdź na zewnątrz. Obok w bramie jest okienko od toalety. Tak na wszelki wypadek, jakby się zorientowała, że jest śledzona - powiedziałam do Blacka i wlepiłam wzrok w drzwi toalety.
*****
Zgodnie z życzeniem wyszedłem na zewnątrz. Zaczaiłem się w bocznej uliczce i obserwowałem okienko obok tylnego wyjścia.
Cały czas mżyło a wiatr potęgował uczucie zimna. Skryłem się za dużym kontenerem na śmieci i naciągnąłem na głowę kaptur.
Minęła dłuższa chwila. Już miałem machnąć ręką i wrócić do środka lokalu, gdy okienko uchyliło się do tyłu i w otworze ujrzałem jasną głowę dziewczyny.
- "A jednak zorientowała się cwaniara." - przemknęło mi przez myśl.
*****
Black długo nie wracał. Dziewczyna też już jakiś czas siedziała w toalecie.
- "Coś tu nie gra." - pomyślałam z niepokojem.
Szybko wyszłam z lokalu i udałam się w kierunku bocznej uliczki. Wyjrzałam zza węgła budynku. Black czaił się za kontenerem na śmieci. Z małego okienka zaczęła wychodzić dziewczyna, którą mieliśmy schwytać i obezwładnić.
Black obejrzał się i mnie dostrzegł. Kiwnął głową, co miało oznaczać, że teraz musimy zająć się dziewczyną.
Ruszyliśmy w jej stronę i błyskawicznie chwyciliśmy za ręce, zanim zdążyła opaść na chodnik. Przytknęłam jej do nosa chusteczkę ze środkiem usypiającym, Black wcześniej zakrył dziewczynie usta, aby nie podniosła alarmu.
Nieprzytomną zanieśliśmy do zaparkowanego nieopodal mojego samochodu. Wciągnęliśmy dziewczynę na tylne siedzenie a sami zajęliśmy miejsce z przodu. Ostro ruszyliśmy w kierunku zamku, gdzie miało swoją siedzibę Zgromadzenie Do Walki Z Szatanem.
Jechaliśmy parkową alejką, prawie mroczną. Tylko niektóre latarnie się paliły, skąpo oświetlając ledwo widoczną drogę. Różnokolorowe liście, które opadły z masywnych drzew obrastających park, wskutek wilgoci poprzyklejały się do asfaltu i oblepiły opony. Wycieraczki ledwo nadążały zgarniać wodę z przedniej szyby, deszcz przybrał na sile, zalewając nas ogromną falą wody.
Nagle wyrosła przed nami kamienna ściana. Black kurczowo złapał się podłokietnika w drzwiach i z przerażeniem obserwował zbliżającą się śmierć. Ku jego zdumieniu, ściana jakby zniknęła i wjechaliśmy do skąpo oświetlonego tunelu. Na jego końcu ujrzeliśmy szeroką wnękę, która po kilku sekundach jazdy, okazała się niedużym parkingiem.
Zatrzymałam wóz i zgasiłam silnik.
Wysiedliśmy z samochodu i z tylnego siedzenia wyciągnęliśmy nieprzytomną dziewczynę.
Nagle, obok w ścianie, uchyliły się drewniane potężne wrota i stanęła w nich rosła postać w mnisim habicie z kapturem głęboko narzuconym na głowę.
- Chodźcie za mną! - zadudnił gruby głos. Aż ciarki nam przeszły po grzbiecie.
Black zarzucił dziewczynę na ramię i wkroczyliśmy do mrocznego zamku Zgromadzenia.
Poruszaliśmy się prawie po omacku. Mnich niósł płonącą pochodnię, aby jeszcze chyba pogłębić mrok tego zamku. Nasze buty stukały o posadzkę, ale o dziwo nasz przewodnik poruszał się bezszelestnie, jakby nie dotykał ziemi.
Wreszcie dotarliśmy do lochów. Czuć było wilgoć i większe zimno niż na zewnątrz.
Mnich zaprowadził nas do jednej z cel. Wyciągnął klucz spod habitu i otworzył nim drzwi.
- Połóżcie ją na koi! - padło przytłumione polecenie.
Opuściłam metalowe łoże zawieszone na łańcuchach, a Black umieścił na nim dziewczynę.
- Dobrze - rzekł mnich. - Teraz chodźcie ze mną. Zgromadzenie chce z wami porozmawiać.
Wyszliśmy z celi, którą mnich dokładnie zamknął. Udaliśmy się krętymi schodami do górnych kondygnacji.
Szliśmy szerokim korytarzem, który nagle rozszerzył się. Na wprost nas znajdowały się potężne drewniane wrota. Mnich zastukał w nie trzy razy, po czym przy akompaniamencie okropnego skrzypienia uchyliły się nieco.
- Wejdźcie i nie odzywajcie się bez pytania - powiedział głucho mnich.
Powolnym krokiem weszliśmy do ogromnej komnaty. Na kamiennych ścianach płonęły pochodnie, a cienie rzucane przez ogień niemrawo skakały po szarej barwie ścian.
Na przeciwko wrót znajdowało się podwyższenie, na którym usytuowano długi i wąski stół. Za nim, na drewnianych fotelach, siedziało pięciu osobników w brązowych mnisich habitach. Ich twarze skrywały cienie od narzuconych na głowę kapturów.
Po środku komnaty znajdowało się lakierowane łoże z czterema złotymi klamrami w kształcie ludzkich dłoni. Wszystkie uchwyty były otwarte, czekały na kolejnego więźnia, którego Rada miała przesłuchać.
Wzdłuż łoża stały trzy kobiety w czarnych skromnych sukniach. Ich twarze zasłaniały specjalne maski, przedstawiające sokoły. Wszystkie miały w ręku czarne sztywne pióra.
- "Robi się ciekawie" - pomyślałam z niepokojem. - "Jeszcze nas zechcą przesłuchać."
- Siadajcie pod ścianą! - padł rozkaz od postaci zajmujące środkowe miejsce.
Posłusznie spoczęliśmy na ławie, usytuowanej na wprost łoża tortur.
Z niecierpliwością i podnieceniem oczekiwałam na ciąg dalszy wydarzeń.
Nagle przez otwarte wrota zaczęły do komnaty wchodzić na czarno ubrane postaci, zarówno męskie jak i żeńskie. W rękach trzymali płonące pochodnie. Zabrzmiały bębny, których ogromny łomot odbił się echem od ścian komnaty. Po chwili do sali została wprowadzona schwytana przez nas dziewczyna. Miała na sobie tylko skąpe białe bikini i srebrne klapki szpilki.
Niektóre z postaci, na stole pod ścianą, rozrabiały krew w metalowej misie.
- Dajcie ją na stół! - padł rozkaz od strony podwyższenia.
Dziewczyna została błyskawicznie rozciągnięta na łożu, jej ręce i nogi zostały przymocowane złotymi klamrami. Ułożenie ciała nie pozwalało jej na zbyt wiele swobody. Próbowała się poruszyć czy przekręcić na bok, ale klamry dobrze trzymały ją w obecnej pozycji, czyli na plecach.
- Rytuał wypędzenia szatana z ciała tej młodej dziewczyny rozpoczniemy od wyrecytowania tajemnej formuły zawartej w Księdze Zła - powiedział donośnym głosem mistrz ceremonii.
Po przeczytaniu tekstu z księgi dał znak ręką, na co ucichły bębny.
- Kolejnym etapem rytuału, opisanym w Księdze, jest wymuszenie na ofierze niepohamowanego i histerycznego śmiechu. W ten sposób większa część szatańskiej mocy, jaka w niej drzemie, zostanie zniszczona. Jako najlepszy sposób, autor księgi doradza bezwzględne i długotrwałe łaskotanie najbardziej wrażliwych miejsc na ciele. I do tej wskazówki się zastosujemy. Zdejmijcie dziewczynie buty! - rozkazał mistrz.
Sam usiadł ponownie za stołem. Jedna z kobiet, stojących przy łożu, podeszła do nóg dziewczyny i sprawnym ruchem zdjęła jej klapki. Odłożyła je na posadzkę i we trzy czekały na kolejne rozkazy. Pozostałe postaci stanęły pod ścianami komnaty i obserwowały wszystko bez najmniejszego szmeru. W pomieszczeniu można by było usłyszeć lecącą muchę.
Usłyszawszy słowa mistrza z podnieceniem na twarzy oczekiwałam rozpoczęcia rytuału. Jak zahipnotyzowana obserwowałam łoże i leżącą na nim dziewczynę.
- Zaczynajcie! - padł rozkaz.
Kobiety posłusznie ustawiły się wokół łoża i piórami zaczęły łaskotać pachy, boki i stopy dziewczyny. Te działania wywołały jedynie delikatny uśmiech na twarzy ofiary.
Mistrz poderwał się ze swojego miejsca.
- Palcami, idiotki! - ryknął na całą salę.
Kobiety wypuściły pióra z rąk i drżącymi palcami zaczęły łaskotać dziewczynę. Od razu przyniosło to efekt. Torturowana wybuchnęła ogromnym śmiechem. Zaczęła rzucać się na boki, na ile tylko mogła.
- I przyłóżcie się, bo same zajmiecie jej miejsce! - mistrz pogroził kobietom w czarnych sukniach.
Te jeszcze zacieklej i intensywniej łaskotały ofiarę, nie oszczędzając swoich palców na skórze dziewczyny.
Gdy kobiety już się rozkręciły i na dobre zaczęły łaskotać dziewczynę, jeden z mnichów przekręcił klepsydrę, stojącą na stole. Piasek począł leniwie przesypywać się w szklanej rurce, łączącej górną część klepsydry z dolną.
Minęło dopiero kilka minut bezwzględnych tortur, a dziewczyna nie miała już siły się śmiać. Jej krzyk przerodził się po jakimś czasie w skrzeczenie. Jej ciało coraz słabiej wiło się na boki, tak opadło z sił.
- Błagam! Przestańcie! - prosiła ledwo dosłyszalnym głosem.
- Nie przerywać! - wrzasnął mistrz widząc, że kobiety jakby wolniej łaskoczą dziewczynę.
Te kontynuowały tortury, drapiąc podeszwy, boki i pachy ofiary. Czas dłużył się niemiłosiernie, piasek przesypał się w klepsydrze dopiero do połowy.
Wrzask i śmiech dziewczyny malał z każdą minutą, zmęczenie brało górę.
- Jeszcze trochę - mruknął mistrz obserwując klepsydrę.
Wreszcie piasek przesypał się do końca. Kobiety przerwały długotrwałe łaskotanie. Dziewczyna była już na granicy wyczerpania. Leżała nieruchomo i ciężko dyszała, łapiąc łapczywie powietrze.
- Teraz druga część rytuału - zarządził mistrz. - Próba krwi.
Kobiety odstąpiły od dziewczyny a podeszło do niej dwóch mężczyzn. Jeden trzymał w rękach misę pełną krwi, drugi zanurzył w niej nieduży pędzel by po chwili zacząć malować na brzuchu ofiary jakieś symbole. Jednocześnie recytował jakiś łaciński tekst.
- Rytuał dobiegł końca - oznajmił mistrz. - Niech wszyscy opuszczą komnatę. Wy! - zwrócił się do nas. - Przejdźcie do sąsiedniej komnaty. Chcę z wami porozmawiać.
*****
Przeszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia. Prowadził nas jeden z mnichów, którzy podczas rytuału siedzieli obok mistrza ceremonii.
- Ty pozwól za mną! - zwrócił się do mnie. - A ty wejdź tam! - wskazał dziewczynie drewniane okute drzwi po prawej stronie.
Lady udała się we wskazanym kierunku. Przekroczyła drzwi i nagle usłyszałem jej krzyk. Chciałem podążyć za nią, aby jej pomóc. Poczułem jednak na ramieniu dłoń mnicha.
- Gdzie?! - wycedził przez zęby. - Nie możesz nic zrobić. Eliminujemy każdego łowcę szatana. Ty byłeś tylko wspólnikiem, dlatego ciebie czeka inna próba.
Udałem się z mnichem do zaciemnionej komnaty. W ledwo dostrzegalnym blasku świec, ujrzałem niewielki stół, na którym ustawiono dwa złote kielichy. Podeszliśmy do stołu.
- Masz szansę ocalenia życia - zaczął mnich. - W jednym z kielichów oprócz wina jest trucizna. Musisz wybrać jeden z nich. Masz 50% szans. Wybieraj!
Drżącymi rękoma chwyciłem kielich stojący z lewej strony. Przymknąłem oczy, strach ścisnął mi gardło.
Mnich wziął do ręki drugi kielich i powoli zaczął pić trunek. Próbowałem grać na zwłokę, ale wymownie na mnie spojrzał, pokazując sztylet, włożony za skórzany pas.
Przytknąłem wargi do krawędzi kielicha i małym strumieniem zacząłem wlewać trunek do ust. O dziwo, było to wino bardzo dobrej jakości.
Nagle pociemniało mi w oczach i osunąłem się na posadzkę wypuszczając kielich z ręki. Ostatnią rzeczą, jaką dostrzegłem, była strużka rubinowego płynu, sącząca się z kielicha na kamienną podłogę.
*****
Otworzyłam wrota i ujrzałam kamienne schody. Postąpiłam krok do przodu, gdy nagle schody zamieniły się w płaską pochylnię. Zsunęłam się w dół. Nie wiem ile czasu leciałam w otchłań, ale w międzyczasie poczułam mdlącą woń. Zanim dotarłam do kresu podróży zapadłam w ciemność.
Nie wiem, jak długo byłam nieprzytomna. Powoli wracała świadomość, ale niezbyt ciekawa z mojego punktu widzenia.
Otworzyłam oczy i zdumiona rozglądałam się na wszystkie strony. Leżałam na wielkim miękkim łożu z baldachimem. Biel komnaty ostro wwiercała się w oczy. Aż musiałam je przymknąć, ta krystaliczna biel była zbyt uporczywa.
Spróbowałam się poruszyć, ale solidne więzy przytrzymały mnie na miejscu. Ręce, wyciągnięte na boki, przywiązano mocnymi pasami do rogów łoża. Nogi, związane razem w kostkach, przytwierdzono do skórzanego pasa, biegnącego przy dolnej krawędzi łoża. Usta zaklejono mi srebrną taśmą.
Pozbawiono mnie części ubrania, zostawiając czarną koronkową bieliznę, czarne samonośne pończochy. Na stopach tkwiły srebrne klapki szpilki.
Szarpnęłam się w więzach, ale bezskutecznie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nie wiele było do oglądania. Poza łożem, na którym byłam uwięziona, oraz kilkoma meblami, nic więcej w komnacie nie było.
Mijały minuty...
Nagle mych uszu dobiegł chrobot otwieranych drzwi. Po chwili do komnaty weszła młoda dziewczyna w białym bikini i białych szpilkach. Gdy zaczęła zbliżać się do łoża, złośliwie się uśmiechając, wiedziałam, że przede mną ciężkie chwile.
Usiadła obok mnie na łożu. Przejechała paznokciem po wrażliwym boku, od pachy aż do biodra. Drgnęłam. Tego się właśnie obawiałam, że Zgromadzenie podda mnie jakiejś próbie lojalności. Nie myślałam tylko, że to będzie tak okropna tortura.
Domyśliłam się, po co przysłano tu tę dziewczynę. Miała za zadanie znęcać się nade mną tak długo, aż pojmę, że mam być lojalna i pochopnie nie zdradzić siedziby Zgromadzenia. Z drugiej strony tortury miały być karą za moją nielojalność. Przecież to ja przywiozłam tu Blacka, zdradzając mu położenie zamku.
Dziewczyna usiadła na mnie okrakiem, przodem do mojej głowy. Przymknęłam oczy, spodziewając się najgorszego. Atak nastąpił po krótkiej chwili, gdy zwinne palce dziewczyny zaczęły drapać i muskać moje boki i żebra. Próbowałam opanować prądy biegnące przez całe moje ciało, ale w końcu wrażliwość wzięła górę. Zaczęłam się szarpać w więzach i wić pod ciężarem dziewczyny. Jej paznokcie dotarły do moich gładkich pach i szyi. Odczucia stały się wyraźniejsze, zmuszając mnie do panicznego śmiechu, który został szczelnie stłumiony przez knebel. I jeszcze dobijała mnie ta jej dzika radość w oczach z pastwienia się nade mną. Jak ja błagałam w myślach, aby dostać możliwość zemsty.
Dziewczyna wróciła do łaskotania mojego brzucha, co jakiś czas zagłębiając palec w mój pępek. Moje ciało szalało w więzach, chcąc uciec od łaskotania. Oprawczyni nie przerwała tortury nawet na moment, od kilku minut łaskocząc górną część mojego ciała. Zmęczenie było coraz większe, ale odczucia zmuszały mnie do walki, pomimo, że mięśnie powoli nie dawały już szans na walkę.
Po kilkunastu minutach dziewczyna przerwała. Oparła dłonie na swych bokach i z tryumfem patrzyła na moje wymęczone ciało. Oddychałam ciężko, pot zrosił czoło od nadmiernego wysiłku. Dziewczyna pochyliła się nade mną i oparła się ręką o ramę łoża.
- Skarbie, odpocznij trochę - szepnęła tym swoim jadowitym głosikiem. - To dopiero początek. Ja cię zmuszę do tego, że będziesz całować moje stopy i buty, a nawet krzyczeć o litość.
Zeszła z łóżka i skierowała się do drugiej krawędzi. Stanęła na wprost moich stóp. Po chwili straciłam ją z oczu, zapewne uklęknęła na podłodze. Druga część spektaklu miała wkrótce nastąpić...
Poczułam jej palce na wcięciach podeszew. Muskała mnie przez chwilę, w końcu chwyciła obcasy butów, pociągnęła delikatnie do siebie i ciągnąc w górę, zsunęła je z moich stóp. Usłyszałam upadające buty na dywanie. Przełknęłam ślinę oczekując najgorszego.
Dziewczyna powoli zaczęła drapać moje podeszwy, od palców do pięt i z powrotem. Szarpnęłam się, ale więzy dobrze trzymały. Poruszyłam stopami na boki, ale miałam ograniczoną możliwość ruchu.
Moje próby unikania łaskotek chyba trochę zirytowały dziewczynę. Podeszła do stolika, znajdującego się za łóżkiem i wzięła z niego czarną długą sznurówkę. Zbliżyła się do moich stóp, poluzowała rajstopy i związała razem duże palce, jednocześnie pozbawiając mnie jakiejkolwiek obrony.
- No, teraz będę miała swobodę działania. - wycedziła przez zęby ta wredna suka.
*****
Ocknąłem się po jakimś czasie. Leżałem na tylnej kanapie samochodu Lady. Dokładnie rękami obmacałem swoje ciało.
- "Uff. A już myślałem, że chcieli się mnie pozbyć" - pomyślałem z ulgą. - "Ale co się stało z dziewczyną? Muszę się wrócić i jej pomóc."
Przesiadłem się na przednie siedzenie, za kierownicą. Rozejrzałem się dookoła. Samochód stał w gęstym lesie, a jego nieprzeniknioność potęgował ponury mrok. Uruchomiłem silnik i zapaliłem światła. Ruszyłem na powrót do zamku. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale nie mogłem dziewczyny zostawić samej w takiej sytuacji. Nawet nie byłem pewien czy żyje.
Zaparkowałem samochód nieopodal zamku. W schowku namacałem latarkę. Zapaliłem ją, puszczając przed sobą ostry biały blask. Ruszyłem żwirową drogą, biegnącą przez las. Po jakimś czasie, zza zakrętu, wyłoniła się zwalista sylwetka zamku. Całą posiadłość otaczało stalowe ogrodzenie z zaostrzonych prętów. Obszedłem zamek dookoła, ale nie znalazłem żadnej luki. Obejrzałem się i wpadłem na znakomity pomysł. Jedno z drzew, obrastających zamek, miało gałęzie zwisające również po drugiej stronie ogrodzenia. Zgasiłem i schowałem latarkę do kieszeni. Z trudem wspiąłem się na drzewo i po jednej z gałęzi przedostałem się na teren zamku. Zeskoczyłem na trawę i spojrzałem na główne wejście.
- "Nie, tędy nie" - pomyślałem. - "Spodziewają się, że wrócę po dziewczynę. Muszę spróbować inaczej."
Przemknąłem pod kamienną ścianą, omijając zamek. Znalazłem tylne wejście. Nacisnąłem klamkę, o dziwo drzwi były otwarte.
- "Podejrzane" - pomyślałem z niepokojem.
Wszedłem do środka niedużej izby. Wygrzebałem w kieszeni latarkę. Zapaliłem ją i omiotłem promieniem posadzkę. Pod ścianą dostrzegłem prostokątną rysę i uchwyt. Odłożyłem latarkę i chwyciłem mosiężną klamkę. Podniosłem do góry wieko i ujrzałem kamienne schody, zakręcające pod podłogę. Powoli zsunąłem się na stopnie i zacząłem schodzić w dół, bacznie oświetlając drogę. Na krańcu schodów ujrzałem długi i wąski korytarz. Mych uszu dobiegł dziwny szmer, jakby ktoś odkręcił wodę w kranie. Przesuwałem się korytarzem, ocierając się ramionami o jego ściany. Szmer stał się wyraźniejszy. Co jakiś czas odzywała się młoda dziewczyna. Nie mogłem jednak rozróżnić słów.
Nagle po prawej stronie dostrzegłem duże drewniane drzwi. Przystawiłem ucho do dziurki od klucza. Usłyszałem przytłumione jęki i śmiech.
- "O co tu chodzi?" - spytałem siebie w myślach.
Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. Oślepił mnie ostry blask bieli, która wypełniała całą komnatę. Ale to co zobaczyłem, spowodowało u mnie bezbrzeżne zdumienie...
*****
Dziewczyna już miała się na powrót dobrać do moich stóp, gdy nagle drzwi otworzyły się na oścież i stanął w nich Black. Odetchnęłam z ulgą, bo po kilkunastu minutach łaskotania byłam już nieźle wymęczona.
Podszedł szybko do dziewczyny i zanim zdążyła krzyknąć ogłuszył ją ciosem w tył głowy. Osunęła się na podłogę.
Rozwiązał mnie i pomógł wstać. Ledwo stojąc na nogach założyłam buty i podeszłam do leżącej dziewczyny. Trąciłam ją czubkiem buta.
- Odpowie mi za to ta suka! - wydusiłam przez zęby.
Umieściliśmy dziewczynę na łożu i unieruchomiliśmy tak, jak ja byłam związana przed chwilą. Musieliśmy poczekać aż się ocknie. W tym czasie zakleiłam dziewczynie usta taśmą, aby nie robiła hałasu.
- Już ja jej dam lekcję łaskotania! - warknęłam zirytowana.
Dziewczyna ocknęła się po chwili. Podniosła lekko głowę i stwierdziła, że jest unieruchomiona na łożu i zdana na naszą łaskę. Powoli podeszłam do łóżka i zdjęłam dziewczynie buty, odsłaniając delikatne i miękkie podeszwy. Rzuciłam buty na podłogę i usiadłam dziewczynie na nogach, tyłem do jej głowy. Chwyciłam jedną ręką obie stopy i odgięłam do tyłu palce.
- No, pora zaczynać zemstę! - zaśmiałam się szyderczo.
Zaczęłam intensywnie łaskotać stopy dziewczyny. Od pięt do palców, energicznie drapiąc całe podeszwy.
- No na co tak patrzysz? - warknęłam. - Bierz się za nią!
Black usiadł na łóżku obok dziewczyny i zaczął łaskotać jej gładkie pachy. Ta rzucała się na wszystkie strony, byle uciec od nadmiernego łaskotania, więzy zrobiliśmy jednak solidne, co znacznie ograniczało jej swobodę ruchu.
Black muskał palcami pachy i boki dziewczyny, co jakiś czas zahaczając o żebra i pępek. Po chwili zaczął łaskotać jej wewnętrzną stronę ud. Dziewczyna dusiła się ze śmiechu, w jej oczach dostrzegł łzy. Ja zawzięcie torturowałam stopy swoimi długimi paznokciami, drapiąc każdy milimetr skóry.
Łaskotałam miękkie poduszki pod palcami i śródstopie. Co jakiś czas drapałam pięty i wkładałam palce pomiędzy palce u stóp dziewczyny. Doprowadzało ją to do histerii. Black w tym czasie pracował nad pachami i brzuchem ofiary, nie przerywając łaskotania nawet na moment.
Po dłuższej dawce łaskotek zauważyłam, że dziewczynie zaczyna brakować tchu. Zrobiła się czerwona, pot jej zrosił czoło.
- Przerwijmy na chwilę, bo ona zemdleje! - zwróciłam Blackowi uwagę.
Zaprzestaliśmy łaskotek na parę minut. Dziewczyna z trudem oddychała, ale nie mogliśmy jej zdjąć knebla, bo by podniosła alarm.
Minęło parę minut. Dziewczyna uspokoiła oddech.
- No, pora kończyć przerwę - powiedziałam. - Ale teraz już bez taryfy ulgowej.
Ze stolika pod ścianą wzięłam szczotkę do włosów. Chwyciłam za palce stóp dziewczyny i zaczęłam intensywnie szorować podeszwy.
Black w tym czasie ponownie zajął się brzuchem i pachami ofiary.
Black jeździł palcami po bokach i żebrach dziewczyny, co jakiś czas muskając gładką skórę pod pachami. Ja pastwiłam się nad stopami, łaskocząc je bez przerwy od dłuższego czasu.
Dziewczynie znowu zaczęło brakować powietrza. Postanowiliśmy zakończyć te tortury i zmykać z zamku, zanim nas złapią i wtrącą do jakiegoś lochu.
Wróciliśmy tą samą drogą, jaką Black dostał się do zamku. Wsiedliśmy do samochodu i na pełnym gazie ruszyliśmy w drogę powrotną do Karczmy.
Dotarliśmy bezpiecznie do Karczmy, kończąc naszą misję. Mieliśmy nadzieję, że Zgromadzenie nie będzie nas ścigać. Teraz przyszła pora na odpoczynek.
Offline
Strony: 1
[ Wygenerowano w 0.016 sekund, wykonano 8 zapytań - Pamięć użyta: 595.45 kB (Maksimum: 729.91 kB) ]